Strony

sobota, 19 września 2015

Rozdział 2

"Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne,
 a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze. "


~Nadia~

                Podobno czasami trzeba dużo wycierpieć, aby potem pojawiło się słońce wskazujące nam drogę do szczęścia. Kiedyś uważałam, że to nic nieznaczące gadanie, ale teraz się z tym zgadzam. Minęło tak niewiele czasu, odkąd pojawiłam się w Niemczech, a szczęście już się do mnie uśmiechnęło. Mam wspaniałą przyjaciółkę, która wspiera mnie na każdym kroku i uczy patrzeć na wszystko przez różowe okulary. Jej optymizm przeraża każdego, ale dzięki temu jest tak bardzo wyjątkowa. Dzięki niej jest we mnie wiele radości. Wiem, że mogę jej powiedzieć wszystko i nigdy mnie nie zdradzi. Stara się mnie zrozumieć i akceptuje taką, jaką jestem...

            Ludzie są dziwnym istotami... Niektórzy lubią samotność, ale gdy poznają bratnia duszę, wszystko staje się łatwiejsze i nabiera kolorów. To piękne, lecz także przerażające. Ten fakt ukazuje nam, że nie jesteśmy samowystarczalni i potrzebujemy ludzi, na których możemy liczyć – nieważne, czy jesteśmy nastolatkiem, staruszkiem czy dzieckiem. Życie jest za krótkie, żeby spędzić je samotnie. Ono nie polega na istnieniu. Bądźmy optymistami.  Przestańmy żyć rutyną. Nie na tym to wszystko polega. Szukajmy własnych dróg i podążajmy nimi. Bądźmy sobą. Kochajmy, nienawidźmy, płaczmy, cieszmy się, całujmy, zakochujmy się, a przede wszystkim walczmy...
            Zapukałam do drzwi domu mojej przyjaciółki. Otworzyła mi, a na jej twarzy zobaczyłam wymalowany szeroko uśmiech. Knuła coś. Jej optymizm był za duży, nawet jak na nią, ale nie mogłam długo się nad tym zastanawiać, bo zaraz wciągnęła mnie do swojego mieszkania. Byłam tu pierwszy raz. Większość czasu spędzałyśmy w moim domu lub poza nim. Często chodziłyśmy do kina lub teatru. Bywałyśmy też w klubach, a także czasami na różnych wydarzeniach sportowych. Mimo tego, że studiowałyśmy, znajdowałyśmy na to czas.                  Lisa krzątała się po pomieszczeniu, a później zniknęła. Wróciła, w rękach trzymając kilka rodzajów noży i innych ostrych rzeczy. Przestraszyłam się. Miała iskry w oczach, a w jej głowie często pojawiały się nieprzemyślane pomysły, które kończyły się źle. Blondynka popatrzyła na mnie, myśląc nad czymś uporczywie. Jeśli ona chce przeprowadzać na mnie swoje eksperyment, to...

     Lisa spojrzawszy na mnie, zaczęła się głośno śmiać. Nie miałam pojęcia, o co chodzi tym razem, a gdy nasze oczy się spotkały, płakała ze śmiechu.

- Nie patrz tak na mnie. Nie mam zamiaru robić ci operacji po kilku wykładach i pierwszych zajęciach w prosektorium. Tym razem pobawimy się razem i będzie o wiele zabawniej - powiedziała, nadal się śmiejąc. Nie do końca byłam pewna, co ma na myśli, ale jeśli w jej rękach znajdował się nóż, mogę nie ujść z życiem.
- Ostatnio przez twoją zabawę ucierpiał niewinny chłopak - oznajmiłam i również zaczęłam się śmiać.
- Wcale nie był taki niewinny. Natarczywy cham nierozumiejący braku zainteresowania. Dostał za swoje, a to, że wylądował w szpitalu nie było moją winą. Może tylko troszkę - mówiła Lisa. - Dziś na kolację przychodzi mój najwspanialszy przyjaciel i twój przyszły chłopak, więc musimy się postarać, żeby wszystko wyszło idealnie. Zrobimy smaczną kolację, a Ty dzięki mojemu makijażowi staniesz się najpiękniejszą Nadią na tym świecie.
- Jakbym już nią nie była. To ostatnie zaaranżowane przez Ciebie spotkanie. Koniec z tym - powiedziałam. Moja przyjaciółka tylko się zaśmiała, a później zaczęłyśmy przygotowania do kolacji. Chłopak, z którym miało odbyć się spotkanie, miał na imię Alex. Był najwspanialszym, najfajniejszym mężczyzną, oczywiście zaraz po ukochanym Lisy, którego znała dziewczyna. Wcale nie słyszę tego przed każdym kolejny spotkaniem z chłopakiem, który w ogóle mi się nie spodoba, a nasza trójosobowa "randka" skończy się fiaskiem...

            Czekałyśmy na chłopaka ponad godzinę. Nie tolerowałam spóźnień. Byłam pewna, że on nie pojawi się w ogóle, ale nagle usłyszałyśmy odgłos przekręcających się kluczy w drzwiach. Ujrzałam w nich dwóch chłopaków. Jeden był blondynem, drugi brunetem. Byli do siebie podobni, więc musieli być spokrewnieni. Patrzyłam uporczywie na jednego z nich. To nie mógł być on... 
                Nagle z tego koszmaru, który rozgrywał się w mojej głowie, wyrwał mnie krzyk Lisy, która zawołała tylko „Andi!” i rzuciła się stojącemu w drzwiach blondynowi w ramiona. Była taka szczęśliwa, ale mnie widok jednego z nich wcale nie ucieszył...


~Andreas~


                Każdy człowiek przynajmniej raz w życiu musi podjąć decyzję, ryzyko, które zmieni całe jego dotychczasowe życie. Niektórym przychodzi to z łatwością, inni zaś muszą się sporo nagłowić, przemyśleć wszystkie za i przeciw, żeby móc podjąć tą jedną, jakże ważną, decyzję. Wydawało mi się, że jestem już na tyle dojrzały, że wiem, czego chcę od życia, dlatego stałem przed drzwiami do pokoju trenera i czekałem, aż łaskawie wpuści mnie do środka.
                Po chwili usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka i drzwi się otworzyły. W progu stanął zaspany Schuster, który spoglądał na mnie badawczym spojrzeniem. Musiałem wyglądać nadzwyczaj dziwnie, stojąc przed nim ubrany w zimową kurtkę, trzymając walizkę w ręce, w dodatku o czwartej nad ranem. Trener otworzył szerzej drzwi i ręką zachęcił mnie, abym wszedł do środka. Tak też zrobiłem.  Wszedłem do pomieszczenia i usiadłem na brzegu niezaścielonego, hotelowego łóżka. Werner przetarł dłońmi zaspaną twarz i stanął naprzeciwko mnie z wyraźnym zdziwieniem i niezadowoleniem malowanym na twarzy.  Westchnąłem, przeczesując nerwowo włosy.
- Trenerze, bo jest taka sprawa… - zacząłem niepewnie, starając się nie kierować wzroku na prawie roznegliżowanego mężczyznę. – Mógłbym wcześniej wrócić do domu, do Niemiec?
- Po, co się pytasz, skoro i tak wiesz, że nie masz, na co liczyć? –odpowiedział pytaniem na pytanie, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Masz szanse na objęcie prowadzenia po tych konkurach. Chcesz ją zmarnować?
                Schuster miał rację. Nie chciałem zmarnować takiej szansy, bo przecież byłby to dla mnie wielki sukces. Byłbym liderem i nosiłbym żółty plastron, ale przecież w życiu nie liczą się tylko miejsca na podium, zdobyte punkty czy też zwycięstwa. Są o wiele ważniejsze sprawy, takie jak rodzina, miłość. Właśnie na tym chciałbym się w tym momencie skupić. Chciałbym zrobić Lisie niespodziankę i w końcu wykonać ten najważniejszy krok w stronę naszego wspólnego życia. Wziąłem głęboki oddech i umiejscowiłem się wygodniej na łóżku trenera.
- Ale to jest dla mnie bardzo ważne, a te dwa… -przerwałem, przymrużając oczy. –Właściwie to jeden konkurs, bo na drużynowym punktów nie zdobędę, dużo nie zmieni. Błagam, niech trener odpuści mi ten jeden raz. Za dwadzieścia minut mam samolot. Nie chcę się spóźnić. Obiecuję, że już więcej nie będę o coś takiego prosił, ale niech się trener zlituje –uklęknąłem przed nim, składając ręce jak do modlitwy, na co Werner wywrócił oczyma i pokręcił bezradnie głową.
-Boże, co ja z Wami mam… -powiedział pod nosem, łapiąc się jedną ręką za głowę. –No dobra, możesz jechać, ale żeby mi to było ostatni raz –pogroził mi palcem wolnej ręki, po czym pomógł mi wstać z podłogi. Chwyciłem walizkę i opuściłem pokój, dziękując trenerowi.
                Po kilkugodzinnej jeździe w końcu minąłem znak, informujący, że znalazłem się już na terenie Monachium, ale nie udałem się od razu do domu. Postanowiłem odwiedzić jeszcze jedno, ważne miejsce, dlatego na pierwszym skrzyżowaniu skręciłem w stronę centrum miasta. Podjechałem pod niewielki sklep jubilerski i wyłączyłem silnik samochodu, ale zanim opuściłem pojazd, zawahałem się, czy aby na pewno dobrze robię. Chciałbym spędzić z Lisą resztę swojego życia, bo jest wspaniałą, kochającą, a do tego nieziemsko piękną kobietą, ale nie jestem pewien, czy na nią zasługuję. Są sprawy, o których nie chcę, żeby się dowiedziała, bo to może zniszczyć nasz związek. Ale od kogo mogłaby się dowiedzieć? Na pewno nie ode mnie, a nikt inny o tym nie wie, więc nie powinienem się martwić.
Nie minęła nawet minuta, a ja już stałem przy wielkiej, szklanej gablocie pełnej różnorodnych pierścionków. Było ich tak wiele, że nie wiedziałem, na którym skupić wzrok. Jedne bardziej skromne, złote z małym kryształkiem, inne zaś całe obłożone w diamentach i innych tego typu kamieniach szlachetnych. Przyglądałem się każdemu z dokładnością, aby nie ominąć żadnego szczegółu. Wszystkie były bardzo podobne, niektóre nawet identyczne, a różnił je tylko kolor kryształków czy też materiału, z jakiego były zrobione. Dopiero po chwili mój wzrok napotkał mały, złoto-srebrny pierścionek. Był jeden jedyny i to sprawiło, że wydawał mi się bardzo wyjątkowy. Od połowy okręgu, po obu stronach, zaczynała się tak jakby gałązka jakiegoś krzewu, a na szczycie był złoty kwiat róży z dość dużym, lekko różowym kryształkiem. Poprosiłem ekspedientkę o wyciągnięcie go z gabloty i zapakowanie. Lisa jest wyjątkową dziewczyną, dlatego należy jej się równie wyjątkowy prezent.
-Jak ma na imię wybranka? –zapytała starsza kobieta z szerokim uśmiechem na ustach, podając mi mały pakunek.
-Lisa –rzuciłem, kierując się w stronę drzwi. Chciałbym jak najszybciej znaleźć się w domu i zobaczyć minę ukochanej, gdy przed nią uklęknę i poproszę ją o rękę.
-Do tego będą pasować bladoróżowe róże. –usłyszałem za plecami. Odwróciłem się i posłałem kobiecie wdzięczny uśmiech, po czym opuściłem budynek.
                Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę mieszkania. Po drodze zatrzymałem się w kwiaciarni, żeby kupić bukiet kwiatów. Wchodząc do sklepu, natknąłem się na Alexa, który wychodził stamtąd z dwiema różami. Trochę zdziwił go widok mojej osoby. Pewnie myślał, że będę teraz na zawodach w Szwajcarii. Rozmawialiśmy przez chwilę i Alex powiedział mi, że właśnie wybiera się do mojego mieszkania, bo Lisa umówiła go na randkę z jej nową przyjaciółką. Zapewne to ta sama dziewczyna, o której Lisa mi opowiadała, i którą ostatnio chciała zeswatać z jednym z naszych wspólnych znajomych. Najwyraźniej tamten nie przypadł do gustu tej dziewczynie, więc Lisa szuka dalej.
                Zaproponowałem Alexowi, że może jechać ze mną, więc szybko kupiłem zaplanowany wcześniej bukiet róż i jednego dodatkowego kwiatka dla owej nieznajomej. Po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Opuściliśmy pojazd i w dobrych humorach ruszyliśmy w stronę bloku, w którym mieszkam. Weszliśmy do mieszkania śmiejąc się z opowiedzianego przez Alexa żartu, ale gdy ujrzałem dziewczynę, siedzącą przy stole, świat stanął w miejscu. Uśmiech znikł z mojej twarzy momentalnie, a ciało zesztywniało. Po chwili usłyszałem uradowany głos Lisy i poczułem jak rzuca mi się na szyję, ale byłem zbytnio zszokowany, aby wykonać jakikolwiek ruch. Jakim cudem ona mnie odnalazła? 


***

Witamy!
Przybywamy dzisiaj do Was z drugim już rozdziałem.
Akcja powoli zaczyna się rozkręcać.
Czekamy na Wasze szczere opinie.
Do następnego!
 Buziaki. ;*